Obłęd konsolowych wojen

Internet pełen jest żartów na temat tego, jak dziwni są Japończycy – obce są nam ich absurdalne programy rozrywkowe, estetyka popkultury, a także gry. I kiedy może się wydawać, że już oswoiliśmy
Internet pełen jest żartów na temat tego, jak dziwni są Japończycy – obce są nam ich absurdalne programy rozrywkowe, estetyka popkultury, a także gry. I kiedy może się wydawać, że już oswoiliśmy się z ich odrębnością (pop)kulturową, nagle pojawia się "Hyperdimension Neptunia Victory".

W gruncie rzeczy nowa (bo już trzecia) odsłona tej serii to po prostu historia gier konsolowych przepisana na action RPG w charakterystycznym, mangowym stylu. Ten suchy opis nie ukazuje jednak nawet promila obłędu, jaki kryje się w głowach twórców. Jeśli choć minimalnie czujecie niechęć do stylu a la "Czarodziejka z Księżyca", z wszystkimi tego konsekwencjami, od razu odpuście sobie "Neptunię".

Styl grafiki można podsumować jako najgorszy koszmar mangofoba. Wszystkie główne postacie to dziewczynki w wieku przedprokuratorskim, aczkolwiek z ogromnymi oczyma i jeszcze bardziej absurdalnymi biustami. Voice-acting zaś to wygłaszane piskliwymi głosikami miałkie teksty oraz miks standardowych komunałów na temat "życia, śmierci i całej reszty". Mało tego, dialogi w dużej mierze – jak na japoński erpeg przystało – oparte są na kilometrach tekstu. Grafice daleko zresztą do najwyższej próby. O ile postacie (choćby podczas dialogów) narysowane są nieźle, to krążenie po lochach i walki – już nie. Czasem człowiek zastanawia się, czy aby na pewno gra na PS3 czy jednak pomylił czarne pudełka i to poprzednia generacja.

Esencja "Neptunii" to koktajl dwóch rzeczy – odnośników kulturowych i czegoś na kształt dungeon crawlera. Pierwsze są dyskusyjne. Jedne są ordynarne, inne bardziej subtelne, wspólnym mianownikiem jest jednak kompetencja odbiorcy. Jeśli średnio kojarzymy okolice końcówki lat 80. i wydarzenia na rynku konsol w latach 90., zrozumiemy z gry niewiele. Bardzo mało informacji podanych jest wprost, co kwalifikuje "Neptunię" jako produkt nie tyle niszowy, co hermetyczny. Przykład z brzegu: akcja dzieje się w świecie Gameindustri, gdzie o dominację walczy kilka frakcji, które są jasnym odniesieniem do korporacji tworzących konsole, jak choćby Nintendo czy SEGA. Nasze bohaterki zaś to CPU, swego rodzaju antropomorficzne karykatury konsol...

Oczywiście pozostaje druga rzecz, czyli samo erpegowe mięso. Walki w "Neptunii" podobne są do tych znanych nam choćby z "Ni no Kuni". Batalia prowadzona jest w trybie para-turowym. Mamy możliwość zarówno łażenia po generowanej na czas walki arenie, jak i odpalania różnych form ataku w zależności choćby od tego, czy chcemy skupić się na jednym przeciwniku czy całej zgrai. Gdy wykorzystamy punkty akcji, zaczyna się kolejna runda. Do tego dochodzą umiejętności specjalne, sekwencje uderzeń oraz zmiana form. Nasze bohaterki po odpaleniu np. "HDD" zamieniają się na moment w prawdziwe maszyny do zabijania. Klasyka, która cieszy. Jest mały problem – "Hyperdimension Neptunia Victory" to ten typ gier, który nie wybacza lenistwa. Kto myśli, że przemknie przez fabułę jak błyskawica, ten jest w błędzie. Poziom tzw. grindu jest tu niestety dość wysoki. Dotyczy to oczywiście najpotężniejszych przeciwników. Bez odpowiedniego przygotowania regeneracja zdrowia u wrogów sprawi, że poznacie kwintesencję określenia "frustracja".

O ile same walki pod względem grindu są zrealizowane świetnie, to już ich "oprawa", czyli misje – niekoniecznie. Niemal wszystkie zadania poboczne sprowadzają się wyłącznie do "zabij X", "przynieś Y", w dodatku twórcy niespecjalnie kryją się z takim "kopiuj-wklej" w temacie dodatkowej zabawy. Szkoda, bo przy nawałnicy odnośników kulturowych można się było postarać nieco bardziej.

Nieco mniejszym, ale jednak uwierającym mankamentem jest swego rodzaju redukcja świata. Poza misjami w terenie świat gry to statyczne mapki. To samo dotyczy miast – na ekranie z odpowiednimi lokacjami do wyboru, gdzie uruchamiają się mniej lub bardziej kuriozalne filmiki i dialogi.

Plusem jest też niezwykła odwagę twórców "Hyperdimension Neptunia Victory". W czasach tworzenia produktów idących na ugodę z odbiorcami studio Compile Heart nie robi sobie nic z obowiązujących trendów."Neptunia" nie jest tworem indie, grą garażową, a mimo to zachowuje wiele cennych cech niezależnych produkcji. Z każdej minuty dobiega do nas echo sarkastycznego "robimy taką grę, jaka nam się podoba". To warto docenić, nawet jeśli nie wszystko w "Neptunii" Wam się spodoba.

Czy "Neptunia" to dobra gra? Z grubsza rzecz biorąc – tak. Nie jest to dzieło sztuki, ale w ramach ogrywania trudnych jRPG-ów ze sporym kalibrem grindu zapewni wiele godzin porządnej sieczki. Problematyczna jest tylko jej estetyka – karykaturalna mangowa oprawa nie trafi do każdego. To samo dotyczy fabuły. Jeśli nie znacie historii konsolowych przepychanek w świecie rzeczywistym, stracicie sporo z wydarzeń dziejących się w Gamindustri. Produkt raczej dla odważnych.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones